QLIVER o sobie (styczeń 2025) ===>>>
====================================================================================================
Jesli nie widzisz polskich liter, uzyj przegladarki gopher ktora uzywa utf8, takich jak:
Lynx, w3m, elinks, links, sacc, vf1, gopherus (i wielu innych, ale te sprawdzilem).
"Firmowa" przegladarka gopher nie uzywa utf8, oraz pomija (nie widzi) wielu plikow!
====================================================================================================

Urodzony w głębokim PRL.
Im dłużej już nie ma PRL, tym lepiej go wspominam.
Współczuję współczesnej młodzieży, że nie miała szans wychować się w takich warunkach, jakie
panowały w PRLu.
Pomimo tego z perspektywy czasu widzę, że PRL był "bardziej" Polską (choć zależną i zwasalizowaną),
niż koszmarnie żałosny Polin zwany Trzecią RP (RP3+).
I bynajmniej - nie jestem, ani nigdy nie byłem, komunistą, socjalistą czy szeroko pojmowanym
marksistą. Wręcz odwrotnie. Moja rodzina była w konflikcie z komunistami, kilka osób - w tym mój
dziadek i ojciec, doświadczyli prześladowań i dyskryminacji (tak wtedy to postrzegano, dzisiaj
podobnych i znacznie większych prześladowań i dyskryminacji doświadcza spora część "społeczeństwa",
i jest to... normalne). Politycznie ciągnie mnie do szkoły Romana Dmowskiego, w moim postrzeganiu
jedynego sensownego polskiego nurtu politycznego.
Filozoficznie - Arystoteles i Św.Tomasz z Akwinu oraz Tomizm.
Religijnie katolik (w tradycyjnym sensie tego słowa, czyli NIE tzw. katolik ekumeniczny).
I od razu dodaję, że jestem bardzo złym katolikiem...
Z perspektywy czasu zauważam, że okupacja sowiecka była zdecydowanie mniej groźna dla Polski i
Polskości, niż okupacja żydowsko-amerykańska. Tamta chciała nas tylko podporządkować i mieć
lojalnych sojuszników ("doić" oczywiście też, ale nie tak bardzo jak obecnie), obecna w prostej
linii dąży do wyrwania Polskości z korzeniami oraz biologicznego unicestwienia Narodu Polskiego...
..co już prawie ma miejsce. Pod obecną okupacją nastąpiło zdepolonizowanie większości obywateli
oraz rozpad społeczeństwa. Już nie jesteśmy NARODEM, cofnięto nas cywilizacyjnie o 1000 lat, do
okresu walczących plemion. A tak naprawdę nie "cofnięto", a sami dobrowolnie się cofnęliśmy.
W PRL istniała polska kultura i sztuka, polska nauka i myśl techniczna, polska gospodarka.
Polin w żaden sposób nie da się nazwać Państwem Polskim.
Członków obcoplemiennych mafii przestępczych, takich jak PIS, PO, PSL, niefarbowana lewica i
sezonowych przystawek tego szamba (również ich wcześniejsze "wcielenia", jak PC, UD, UP, UW itp.)
uważam za zdrajców i sprzedajne qrvy, ich elektorat za bezmózgie tanie dziwki.
Jedyne miejsce, jakie dla tych zdrajców przewiduję w moim idealnym wymarzonym świecie, to miejsce
przed plutonem egzekucyjnym.

Wykształcenie średnie techniczne, ale nigdy nie pracowałem w wyuczonym zawodzie.
Gdy szedłem do technikum, PRL był dziesiątą światową potęgą w tej branży, gdy skończyłem szkołę
branżę faktycznie zlikwidowano, a ludzi zwalniano tysiącami... miesięcznie.
Studiów technicznych nie mogłem zrobić z powodu pewnej wrodzonej wady fizycznej.
Mogłem zrobić spokojnie studia humanistyczne, ale wtedy głęboko gardziłem humanistyką, więc nawet
nie próbowałem. Dzisiaj już nie gardzę, hobbystycznie zabrnąłem dość daleko, ale mimo wszystko
uważam że to bardzo dobrze, że wtedy nie poszedłem na studia humanistyczne. Bo zrobiliby mi wodę z
mózgu, jak wielu osobom jakie znam. Wtedy wyższe studia humanistyczne były istną marksistowską
pralnią mózgów... dzisiaj już, w Polin, taką pralnią jest całe poliniackie "szkolnictwo" (które
głównie służy do depolonizacji i dechrystianizacji społeczeństwa, oraz dopilnowaniu, aby broń Boże
nie rozwijać inteligencji i wiedzy dzieci i młodzieży).

Komputerami interesuję się hobbystycznie. Nie jestem bardzo zaawansowany w tej wiedzy, ale bardzo to
lubię, i jest to dla mnie wspaniała odskocznia od skrzeczącej rzeczywistości.
Pierwszy kontakt miałem z nimi w połowie lat 80-tych. ZX-81 pożyczony od kolegi, Bajtek,
przynależność do Klanu ATARI (bo kolega miał, moich rodziców, jak większości mieszkańców PRLu, nie
było stać na 8-bitowe cudeńka z PEWEXu czy Baltony kosztujące... roczne zarobki przeciętnego
obywatela).
W szkole były ZX Spectrum, ale swobodnie dostępne tylko dla uczniów klas elektrycznych (a ja byłem w
maszynowej), bo szkolna pracownia miała ich poniżej 10 szt. Były jeszcze trzy Meritum, czyli
spolszczone i produkowane w PRL kopie ZX Spectrum (IMHO lepsze niż Spectrum).
Szanowałem C64, ale byłem wierny ATARI.
Amstrady postrzegałem jako 8-bitowe RolsRoyce - kosztowały tele co dwa ATARI 800XL/65XE, miały
"wbudowane" napędy taśmowe ("kaseciaki") lub stacje dysków. I były "nie-do-rozwalenia"...
..jak większość rzeczy w branży elektronicznej w tamtym czasie.
O Amidze i ATARI ST czytało się jak o lotach kosmicznych, o PC i  Apple jak o innej galaktyce.
Przełomowy w temacie był dla mnie rok 1990. Wtedy kupiłem swój pierwszy komputer, używany Commodore
PC10. Był to XT 8088 z kartą Hercules, wspaniała jakość wykonania komputera, znakomity monitor
monochromatyczny. Dwie stacje dyskietek 360kB... dysku twardego nie było. Wstawiłem dopiero po dwóch
latach, 40MB, od NECa. Na tym komputerze, z wykorzystaniem spiraconego polskiego edytora tekstów TAG
(wspaniały, koncepcyjnie bazujący na ChiWritewrze) moja żona napisała swoją pracę
magisterską. Wydrukowanie jej zajęło... 3 dni, na 9-cio igłowej drukarce Olivetti. Wydrukowanie
jednej strony zajmowało kilka minut, potrzebne były cztery przebiegi głowicy na jedną linię tekstu.
A hałas był taki, że po 2-3 godzinach marzyło się o ucieczce z domu. Całe szczęście, że igły
solidnie waliły, i można było drukować od razu trzy egzemplarze... przez kalkę!!!
Ten zestaw, Commodore PC10 + drukarka Olivetti, zabrałem do pracy jako maszynę do pisania w 1996
roku (wtedy jeszcze były mechaniczne maszyny do pisania, znakomite polskie Łuczniki). Odszedłem z
tej pracy w 1999, mój Commodore tam został. Ostatni sygnał miałem o nim z... 2003 roku, jeszcze
służył jako maszyna do pisania. Nigdy się nie zepsuł...
W pierwszej połowie lat 90-tych dostałem "w spadku" jeszcze Amigę 500, i to do tego z kartą PC-AT!
Początkowo oszalałem, choć w świecie DOSa czułem się bardzo dobrze. Mogłem "organoleptycznie"
doświadczyć miażdżącej przewagi tego trochę przestarzałego już modelu Amigi nad współczesnymi wtedy
PC. Amiga wyprzedziła świat PC o dobre 10 lat, to trzeba było zobaczyć, aby uwierzyć.
Na Amidze po raz pierwszy zetknąłem się z... Minixem.
Nie wiem czemu, ale zawsze dobrze się czułem w tym surowym świecie TXT. Multimedia nigdy mnie nie
pociągały, choć SimCity, Civilization, Harpoon i kultowe Lemingi na Amidze zjadły sporą część mojego
czasu.
W 1996 pojawił się używany PC 486SX, 4MB RAMu, HDD 500MB SeaGate. Po Amidze nie potrafiłem docenić
kaszaniarskich M$ Windows - po prostu odrzucały mnie tak, jak odrzuca zapach gówna.
Wraz z nim pojawił się modem Zoltrix i numer dostępowy TPSA 0202122... do Internetu.
Dlatego na 486 (potem już 486DX4) był już Linux.
Zainstalowałem sobie RedHata 3.0 (z gazety ENTER).
Pół roku potem kolega zainstalował mi Debiana 2.3 (wtedy jeszcze nie miały nazw z kreskówki), oraz
został moim przewodnikiem w tym systemie. Wsiąkłem w Debiana na... całe życie. Używam do dzisiaj.
Próbowałem/testowałem różnych Linuxów i BSD, ale zawsze wracałem do Debiana.
Teraz mam jeszcze FreeBSD na starym laptopie dla celów edukacyjnych.
W latach 90-tych dość mocno interesowałem się jeszcze komputerami, kupowałem książki i prasę.
Korzystam z nich dzisiaj, więc nie do końca to były wyrzucone pieniądze i... nie warto wyrzucać
takich rzeczy, jeśli ma się to gdzie trzymać - wraz z wiekiem nabierają wartości, jak wino.
Miałem też około 3 letni (po 2003 roku) kontakt z "kultowymi" Mackintoshami od Apple'a (poleasingowe
używki dostała firma mojej żony, dwa najsłabsze wylądowały w moim domu, używała ich moja córka (ja
przy okazji "edukacyjnie"). Miały jeszcze stary oryginalny MacOS (bo teraz Apple używa ukradzionego
FreeBSD). Zanim miałem możliwość używania słynnych Macintoshy uważałem je za "kultowe"
super-hiper. Po 3 latach używania wszystkie mity o Apple rozbiły się o posadzkę - przestałem uważać,
że M$ Win to dno i nie da się upaść niżej. Da się, znacznie niżej - MacOS!
No i przestałem postrzegać Apple jako komputery niezawodne i najlepiej wykonane.
Są jedynie absurdalnie drogie. Nieuzasadnienie drogie. Tylko tyle.
Amiga rozwalała je możliwościami, nie gorszą jakością, i ceną.

A potem wciągnął mnie wir życia, i komputera używałem jedynie "użytkowo", jak większość małp, czyli
w trybie graficznym. Na swoje usprawiedliwienie jedynie mam, że nigdy nie upadłem do KDE czy Gnome,
od końca lat 90-tych do dzisiaj, w trybie graficznym jestem wierny WMakerowi (żona XFace). Większość
z tego co robię, robię na konsoli (bo wolę, bo wygodniej, bo się przyzwyczaiłem do prostoty i
ogromnych możliwości). Filmów na konsoli oczywiście nie oglądam ;-).
Do "głębszych" zainteresowań komputerami i UNIXami wróciłem około dwa lata temu.
Grzebanie w tym zacząłem traktować jako ucieczkę od skrzeczącej rzeczywistości.
Z przerażeniem odkryłem, jak dużo zapomniałem, i jak koszmarnie rozrósł się mój Debian. Ale za to
ma najwięcej "staroci" w standardzie (w dystrybucji), z wszystkich Linuxów i BSD.
Dzisiaj go znacznie trudniej opanować, niż w latach 90-tych...
A i pamięć już nie ta, i motywacji do intensywnej pracy w temacie brak.
Dlatego "grzebię sobie" na luzie, bez ciśnienia, mam czas i "nic nie muszę".

I to jest chyba jedyny zysk (powrót do zainteresowań informatycznych), jaki przyniósł mi żałosny
Polin... który na dzień dzisiejszy przepoczważył się już, jak każdy gad, w UkroPolin.
Lepiej patrzeć w monitor niż interesować się tym, co za oknem...
Ale oczywiście nie można lekceważyć tego, co za oknem, bo takie lekceważenie może być śmiertelnie
niebezpieczne...
Bestia  czuwa i tylko czeka!

====================================================================================================

e-mail =>>> [email protected]
irc =>>>>>> qliver (PIRC, LIBERACHAT)
jabber =>>> [email protected]