# Rozmyślania nad biznesem

Gdy dobiega końca mój drugi sezon pszczelarski procesor mózgowy wciąż nie
zaprzestaje pracy. Różne podprocesy, puszczone w poszukiwaniu odpowiedzi na
mądre, średniomądre, albo wręcz głupie pytania, ciągle działają w tle i
od czasu do czasu wyrzucają na wierzch jakieś małe olśnienie.

Michael Bush w swoich prelekcjach, a także na
[stronie](http://www.bushfarms.com/beeswholebee.htm#Bees[1] with a gambling
problem) głosi, że *Pszczoły są hazardzistkami. Muszą odchować czerw
znacznie przed wystąpieniem pożytku, aby mieć dość zbieraczek, kiedy on
wystąpi. Te, które obstawiają duże stawki, mogą wiele wygrać. Ale też
sromotnie przegrać. Teoretycznie zatem powinniśmy selekcjonować spośród
**średniaków** zamiast **geniuszy**, aby uniknąć tych ze skłonnością do
grania w ciemno*.

=> http://www.bushfarms.com/beeswholebee.htm#Bees 1:
http://www.bushfarms.com/beeswholebee.htm#Bees

Tak sobie o tym myślałem, zapewne od czasu, gdy po raz pierwszy usłyszałem
lub przeczytałem to stwierdzenie. I jak zwykle podczas pewnej czynności,
kiedy olśnienia mają najprostszą drogę do mózgu, doznałem tegoż, którym
się tu podzielę:

*Pszczoły nie są hazardzistkami. Pszczoły są korporacją z lepszym lub
gorszym zarządem. Pszczoły są biznesmenami.*

=>
http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2017-09-24/2017-09-24-Y00Robert-
03-Nukleus_przedwojenny.jpg Y00Robert nukleus przedwojenny 24 września [IMG]

*Y00Robert nukleus przedwojenny 24 września*

Odchowanie czerwiu nie jest kluczem do przetrwania dla rodziny pszczelej.
Kluczem jest posiadanie niezbędnego zasobu energii, a zatem zapasów
węglowodanów i białka (w uproszczeniu), czyli miodu i pyłku. Reszta wydarzy
się siłą własną. Po to właśnie pszczoły tworzą stałocieplne, z
regulowaną wilgotnością, izolowane środowisko ula, aby po zgromadzeniu
stosownych zapasów osiągnąć niezależność od zewnętrznych czynników.
Czyli kluczem są zapasy.

Teraz odwołam się do całkowicie nieuprawnionego porównania, które
nagminnie stosują przeciwnicy pszczelarstwa naturalnego, czyli do ludzi. W
modelu maksymalnie uproszczonym, tak po prostu, ze złośliwości. Będziemy
patrzeć na nich z tak wysoka, że z wyglądu przypominać nam będą mrówki.
Albo pszczoły.

=>
http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2017-10-15/2017-10-15-Y00Robert-
02-NL_Pw_dzika_zabudowa.jpg Y00Robert nukleus przedwojenny 15 października
[IMG]

*Y00Robert nukleus przedwojenny 15 października*

Społeczeństwo ludzkie oglądane pod kątem powodzenia materialnego dzieli
się na tych, którzy zupełnie nie radzą sobie z rzeczywistością, tych,
którzy z materią są za ban prat, czyli potrafią szybko i skutecznie się
wzbogacić, oraz... milczącą większość, która koncentruje się li tylko
na zgromadzeniu niezbędnego do przeżycia minimum środków (w pewnym spektrum
oczywiście, jedni uważają, że do przetrwania potrzeba więcej, inni, że
mniej), nie aspiruje do bogactwa i cieszy się, że uniknęła biedy. Gdyby
odciąć ze społeczeństwa cały system socjalny oraz człowieczą zdolność
do współodczuwania i dzielenia się nadmiarem, grupa biedaków prawdopodobnie
szybko by wymarła, a co najmniej straciła szansę na skuteczną reprodukcję,
czyli powielenie swoich genów. I znamy takich głosicieli teorii utopijnych,
którzy uważają to za ze wszech miar godny pomysł. A to z powodu, że z
jakiegoś powodu wierzą, że jeżeli ci niezdolni do przeżycia wymrą,
ludzkość zostanie "uszlachetniona", czyli pozostaną na placu boju tylko
"geny" zdolne do przetrwania, a zatem dobrostan ludzkości się poprawi. W
pewnym sensie mają rację - jeżeli odetnie się nogę, ciało będzie o 20%
lżejsze, czyli będzie potrzebować o 20% mniej pokarmu. Brzmi logicznie.

Ale kiedy włączymy zdrowy rozsądek i obserwację, dojdziemy do wniosku, że
taki zabieg niczego by w życiu ludzkości nie zmienił. Z pozostałych
przecież w kolejnych pokoleniach zawsze pojawiać się będzie jakiś odsetek
nieprzystosowanych. Ba, współczesne, już dość precyzyjne pomiary
pokazują, że na dole światowej skali bogactwa wciąż pozostaje około
miliarda ludzi. Cztery dekady temu było ich mniej więcej tyle samo.

Bo tak właśnie działa ewolucja: w zasadzie dąży do optymalizacji, ale w
procesie tym strzela na ślepo. I dlatego w populacji zawsze, bez względu na
starania hodowców (w przypadku zwierząt) lub socjalistów (w przypadku
ludzi), pozostanie odsetka niezdolnych do przetrwania oraz druga na przeciwnej
stronie skali - wybitnie spełniających wymogi hodowlane.

Koniec nieuprawnionej alegorii, mam jej dość.

=>
http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2017-09-24/2017-09-24-Y00Robert-
02-Gorny_korpus_w_dolnym_wiecej.jpg P18 od Łukasza dostała dużą rodzinę do
zagospodarowania [IMG]

*P18 od Łukasza dostała dużą rodzinę do zagospodarowania*

Ale co jeszcze wynika z powyższego rozumowania? Otóż rodziny pszczele
zachowują się podobnie do ludzi: gromadzą zasoby i zapasy, aby przeżyć
dalej. Jednak zasady termodynamiki narzucają im podstawową, generalną
strategię postępowania identyczną jak ludzkiej większości: gromadzić
niezbędne minimum zasobów, oszczędzać energię. W ich ulach (lub dziuplach)
zawsze pozostaje trochę świeżego powietrza, przestrzeń niezabudowana. Nad
czerwiem znajduje się grzeczny wianuszek pokarmu, ale w miodni jest tak sobie.
To jest ta milcząca większość. Pszczelarz drapie się w potylicę i
próbuje zrozumieć, dlaczego te cholery tak mają. A one po prostu łączą
instynkt zbieracki z oszczędnością.

Rodzina pszczela jednakowoż jest organizmem tak bardzo złożonym, że aż
kolonijnym. Jej decyzje są sumą niezliczonych zależności i podlegają
bezosobowej, stochastycznej analizie strategicznej. Zatem co poniektóre
rodziny pszczele mogą uznać (skądinąd słusznie), że z punktu widzenia
bezpieczeństwa energetycznego najlepszym rozwiązaniem jest gromadzenie jak
największej ilości dostępnych zapasów. Gromadzą zapasy bez opamiętania,
więcej, więcej, produkują więcej i więcej robotnic, żeby zbierać jeszcze
więcej... Plastry obrywają się pod ciężarem miodu, nowe zabudowy
wypełzają z ula gdzieś pod daszek, pod dennicę, brakuje miejsca, zbudujmy
nowe... Ło, takie coś pszczelarz z lubością obserwuje. To są rzutcy
biznesmeni, w średniowieczu zwani *kupcami*, od kupienia wszystkiego do siebie.

=>
http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2017-09-24/2017-09-24-Y05Orzeszy
n-01-Widok_o_zmroku.jpg Y05Orzeszyn o zmroku [IMG]

*Zima idzie, ciemność na pasiekach*

I wreszcie znajdzie się wśród rodzin pszczelich pewna grupa bidoków, które
będą tak oszczędzać energię, że zamiast nagromadzić zapasy na zimę,
umrą w końcu z głodu, choćby dookoła wszystko kwitło i nektarowało.
Nigdy nie mają dość siły roboczej, żeby odpowiedni procent poleciał w
teren i nazbierał, toczą je choroby, bo i w ulu brakuje pszczół, aby
zadziałały sprytne mechanizmy odporności. Takie rodziny zostają
wyselekcjonowane przez niekorzystne warunki przyrodnicze, konkurencję i
naturalnych wrogów. Resztka ich genów ma jeszcze ostatnią szansę się
rozprzestrzenić dzięki trutniom, które słabowite i tępawe, ale jednak
wyleciały z ula, zanim ten osypał się do Krainy Wiecznych Pożytków. I
może niektóre się załapią na orgietkę z jakąś mniej rozgarniętą
matką. Ale najdalej za dwa następne lata nie pozostanie po nich ślad.

Gdyby do układu nie wmieszał się człowiek, te trzy grupy żyłyby i
umierały w toku przypadkowych mieszanek, a zatem w większości preferowane
byłyby rodziny przystosowane do lokalnych warunków, część z nich by
doskonale prosperowało, a pewien odsetek zawsze by musiał umrzeć z powodu
niedostosowania.

=>
http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2017-10-15/2017-10-15-Y04Dobiesz
-04-Jarkowa_w_sile.jpg Y04Dobiesz - odkład czerwcowy w sile dopiero na jesieni
[IMG]

*Y04Dobiesz - odkład czerwcowy w sile dopiero na jesieni*

Ale dlaczego człowiek w ogóle wpadł na pomysł, że pszczoły można
eksploatować (czyli podbierać im ich produkcję)? Ano, tak sobie myślę,
dlatego właśnie, że tak wiele spośród dzikich rodzin jednak zbierało
dużo miodu i budowało dużo plastrów. Czyli to właśnie byli rzutcy
biznesmeni, intensywnie gromadzący zapasy, których nie dało się nie
zauważyć jako nadwyżki produkcyjnej, niewykorzystanej przez kolejne
pokolenia pszczół. Aby zgromadzić nadwyżkę miodu, musiały nabudować
mnóstwo plastrów i to przez całe pokolenia, wiele sezonów pozostawać
wciąż w tym samym miejscu. A mając już nadwyżkę plastrów każdy
"normalny" nie zajmowałby się dzikim gromadzeniem, tylko zebrał tyle, ile
potrzeba, aby przetrwać ten rok i, powiedzmy, następny. A potem oddał się
rozrywkom. Na przykład rojeniu, które przecież jest odpowiednikiem seksu w
skali całej pszczelej rodziny. Ale nie, niektóre pszczele rodziny dążyły
do wypełnienia całej dostępnej przestrzeni, aż w końcu wyglądało to jak
jakieś straszliwe monstrum, bo pod ciężarem miodu plastry się obrywały,
były potem doklejane, cała konstrukcja łatana... To nie miało nic
wspólnego z prostymi plastrami w ulach, na pewno. Ale już z daleka pewnie
pachniało miodem. Takie rodziny oczywiście stanowiły także ewolucyjne
kuriozum, skoro zapach miodu rozchodził się daleko i wabił ludzkich
szkodników, którzy z satysfakcją uszczuplali zapasy nie tylko z cukrów, ale
i białek, porywając pierzgę i czerw (który nie smakuje rewelacyjnie, ale
białko to białko).

Parę tysięcy lat później gospodarka czysto rabunkowa zaczęła zmierzać do
hodowlanej, bo na dużych obszarach świata coś tam ludziom w genach się
przestawiło i dodali dwa do dwóch. Wyszło im, że z upraw i hodowli żyje
się lepiej i dłużej. Wkrótce ten eksperyment zastosowali też do pszczół.

=>
http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2017-10-15/2017-10-15-Y06Baza-03
-NL_LL02_na_wylotku.jpg Y06Baza LL02 na wylotku [IMG]

*Y06Baza LL02 na wylotku*

Kiedy zatem ludzie zaczęli pszczoły przesiedlać do swoich barci i kłód, a
wreszcie uli, wywarli na nie własną presję selekcyjną. Zapewnili im darmowe
lokum, bardzo możliwe, że o wyższym standardzie niż te dostępne w
przyrodzie. Ale podbierali, i to coraz więcej. W związku z tym przestały ich
interesować rodziny, które w ogóle nie gromadziły nadwyżek - działo się
to w sposób naturalny, to znaczy te, które nie potrafiły wyprodukować dla
siebie i człowieka, po wyrabowaniu nieuchronnie umierały z głodu. Potem z
selekcji wykluczono rodziny, które gromadziły tylko niewielkie nadwyżki, bo
biznes musi się kręcić, więc podbierano coraz więcej. Dziś akceptację
zyskują tylko linie genetyczne zdolne zgromadzić znacznie więcej niż ich
zapotrzebowanie. Oczywiście, o ile mają z czego zbierać.

Czyli ludzie promują w pszczołach wyłącznie agresywnych biznesmenów,
ogarniętych szałem gromadzenia i pomnażania zasobów. Podczas gdy w
przyrodzie ta strategia nie zawsze się sprawdza, jest skrajna, a zatem w
pewnych warunkach także musi przegrać, jak inne. Po to przyroda wynalazła
różnorodność i zabezpieczyła ją odpowiednią głębokością zapisu
genetycznego, aby zawsze któraś z wybranych strategii miała szansę
przetrwać. Kto wie, może nawet te leniwe pszczoły, co zwykle skazane były
na śmierć głodową, mają jakieś zadanie do wypełnienia? Przyroda w swojej
nadmiarowości jest równocześnie niesłychanie oszczędna, co brzmi jak
jakiś paradoks - ale przecież całe życie jest jakimś niewiarygodnym
paradoksem.

Co nam zatem sugeruje cały ten myślowy wywód? W świecie biznesu, choć
dziś może się wydawać, że tylko wielkie koncerny mają szansę na
przetrwanie, maluczcy nigdy nie zaginą ze szczętem - bo zawsze jakieś,
marginalne choćby, zapotrzebowanie na nich pozostanie. I tak samo u pszczół,
promowanie wyłącznie modeli gospodarczych nastawionych wyłącznie na
maksymalizację zapasu, stanowi odchyłek od normalności, który na dłuższą
metę musi skutkować negatywnie. Pomijając pogłębione analizy gospodarki
pasiecznej oraz całego rynku importu i eksportu pszczół, współczesne
problemy z utratą zdolności przetrwania pszczelich rodzin upatrywałbym
właśnie w tym: bezwzględnej selekcji na konkretne, potrzebne człowiekowi
cechy. Bo współczesne pszczoły mają być łagodne i miodne. Resztę
załatwi człowiek.

=>
http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2017-10-15/2017-10-15-Y06Baza-04
-NL_Bcf_maja_nowy_wylotek.jpg Y06Baza - grzybiarze ukradli powałki, więc
pszczoły mają nowy wylotek [IMG]

*Y06Baza - grzybiarze ukradli powałki, więc pszczoły mają nowy wylotek*

Czyli w podsumowaniu jednak muszę się zgodzić z Bushem[2], że popełniono
po prostu błąd pychy wzmacniając wybrane cechy. Przez wiele lat naukowcy
doszli do głębokiego przekonania, że (co przecież jest logiczne)
wzmacniając przyczynę, uzyskają lepszy skutek. Błędem myślowym było
układanie przyczyn i skutków w ciągi (czyli łańcuchy), podczas gdy w
przyrodzie mamy do czynienia z siecią - dana przyczyna ma różne skutki,
które mają też inne przyczyny, leżące w innym obszarze, czasem
niezauważonym lub pominiętym przez obserwatora.

=> http://www.bushfarms.com/beeswholebee.htm 2:
http://www.bushfarms.com/beeswholebee.htm

Kiedy pszczelarze odkryli, że większe pod względem liczby robotnic rodziny
zbierają wykładniczo (a nie liniowo!) więcej miodu, oczywistym wnioskiem
była decyzja o selekcji pod kątem tendencji do budowania dużych rodzin.
Wielkość nazwano siłą, aby zawsze pozytywnie się kojarzyła. A z czego
bierze się liczebność? Ze zdolności matki do składania dużej liczby
jajeczek. Czyli wniosek jest jasny: trzeba wzmocnić cechę plenności. Ale
plenne rodziny zbierają rzeczywiście więcej, ale i więcej zjadają: każda
robotnica musi przecież jeść, zarówno w stadium larwalnym, czyli
nieprzydatnym do zbiorów, jak i jako gotowy owad, zdolny do pracy. W ten
sposób narodziły się odmiany pszczół zdolne przetrwać tylko przy stałym
protezowaniu ich środowiska przez człowieka: np. przez wywózki na pożytki,
gdzie ule stawia się wylotkiem w stronę paszy, a te rodziny zbierają,
zbierają, zbierają...

Jeżeli jakiś pszczelarz-hobbysta zaopatrzy się w taką genetykę, szybko
opanuje sztukę ograniczania w czerwieniu tej arcyplennej matki w momencie,
kiedy potrzebuje mieć więcej robotnic zajętych zbiorami, a nie odchowywaniem
larw. Tu oczywiście pojawia się cały aspekt rozrywkowy pszczelarstwa, bo
weszliśmy z naszą ingerencją w naturalny cykl rodziny już tak głęboko,
że bez dalszej naszej pomocy pszczoły muszą nieuchronnie zginąć. Na forach
i spotkaniach pszczelarskich toczą się zatem niekończące się dyskusje,
kiedy wzmocnić, a kiedy osłabić plenność rodziny pszczelej i jak to
zrobić. Jak widać, przypomina to jako żywo socjalizm, który bohatersko
walczy z problemami, które sam stworzył. Ale za to rośnie naturalne dla
człowieka poczucie komfortu płynące z kontroli nad sytuacją: przejął od
pszczół zarządzanie istotnymi dla nich aspektami życia roju. Oczywiście
dla ich dobra, jak publicznie głoszą związki i firmy pszczelarskie, aby
pszczoły ratować od wyginięcia. Niesamowite, ale niektórzy ludzie naprawdę
w to wierzą.

=>
http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2017-10-15/2017-10-15-Y00Robert-
04-Jesienna_pasieka.jpg Y00Robert - jesienna pasieka [IMG]

*Y00Robert - jesienna pasieka*

Tak czy owak mamy do czynienia z owadami, czyli stworzeniami niesłychanie
szybko się dostosowującymi (dostosowywowywującymi). Jeżeli czynnik
środowiskowy, jakim jest pszczelarz, podstawia im pod wylotek pożytki,
reguluje plenność przez sztuczki z izolatorami, podbiera zapasy, protezuje
odporność pestycydami... No toż przecież bardzo ja ciebie proszę, to się
dostosujemy. Ale jeżeli tylko jedną z tych czynności pszczelarz zaniedba,
albo wykona w niewłaściwym momencie - SRU (Socjalistyczna Reforma Ustrojowa).
Rodzinka się sypie. Zgodnie z naturą, bo kto nie daje rady, ten odpada z
wyścigu. I pszczelarz taki ma pełne prawo i obowiązek taką osypaną
rodzinę traktować jak osobistą porażkę, hańbę na dobrym imieniu
zawodowca (choćby był tylko amatorem z pięcioma ulami, bo u nas już tak
jest). Skoro najpierw zanabył genetykę wstępnie przeselekcjonowaną pod tym
kątem, a potem wspierał jej selekcjonowane zachowania - a nagle z czymś się
obślizgnął - to oczywiście jest jego wina, a nie przyrody. **Dupa, nie
pszczelarz**.

**Nie mają racji pszczelarze naturalni, że to nie wina pszczelarza, tylko
nieubłagane prawa przyrody**. Nieubłagane prawa przyrody to masz wtedy, kiedy
przez ładne parę pokoleń (pokoleń pszczół) odchowasz sobie wstępnie
zdziczałe pszczoły, pozwolisz im się selekcjonować na bazie lokalnych
trudności ze strony natury, jak lokalne patogeny, łańcuch pożytków,
przepszczelenie i Twoja nieporadność. I nie będziesz protezował ich
odporności, regulował plenności, uzupełniał łańcucha pożytkowego
ciastem. Dochowawszy się takich pszczół możemy spokojnie oddać się
kontemplacji wylotka - bo wiemy dobrze, że zawsze jakiś procent rodzin musi
odpaść z wyścigu, inny procent okaże się wybitnymi producentami, a reszta
- średniakami. I nie będzie to zależało w dużej mierze od nas, tylko od
lokalnych uwarunkowań. A nadwyżkę miodu uzyskiwać będziemy od wybranej
grupy najwybitniejszych, które oczywiście poddamy sztucznym zabiegom, jak np.
dołożymy im gotowych plastrów, żeby miały gdzie składować nektar w
procesie jego zamiany na miód, skontrolujemy rojliwość, aby rodzina
pozostała w sztuczny sposób liczebna i przez to produktywna... Ale my już
jej geny powieliliśmy wcześniej, w dziale hodowlanym pasieki, gdzie nie my, a
przyroda je selekcjonuje, więc parę wybrańców możemy poświęcić na
ołtarzu produkcji i nieczemu zasadniczo to nie zaszkodzi. W końcu nam też
się należy nasza działka, nieprawdaż?


📅 pon 30 października 2017


=> ./index.gmi ↩ Index (Strona główna)

=> ./category/pasieka-krotochwile.gmi 📁 Pasieka - Krotochwile
=> ./tag/krotochwile.gmi #krotochwile
=> ./tag/dumania.gmi #dumania