# Larwowanie

Bo nie zna życia, kto nie wyhodował swoich matek, swoich matek, swoich
maaateeek... Tak. Takie silne uczucie mną owładnęło, gdy pomyślałem
sobie, że gdyby te matki z mateczników rojowych nie zdołały się wygryźć,
to musielibyśmy kupować. A najtaniej wychodzi po 20 złotych, matka
nieunasienniona, czyli czysty hazard. Sporo, jak za tak malutkiego robaczka.

=> http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2016-05-15/01_larwowanie.jpg
Larwowanie [IMG]

--------------------------------------------------------------------------------

I tu znowu konieczna dygresja. Otóż rodzina pszczela z grubsza rzecz biorąc
składa się z trzech kast pszczół:

* robotnica - wykonuje praktycznie wszystkie prace w ulu i poza nim, broni
gniazda, opiekuje się larwami czyli czerwiem, zbiera nektar i propolis,
przetwarza miód, wypaca wosk i buduje plastry... Rodzi się z zapłodnionego
jajeczka złożonego przez matkę pszczelą (czyli tak zwaną królową) do
komórki rozmiaru robotnicy. Robotnic w ulu jest najwięcej, występują w
różnych odmianach, ale to temat na osobną książkę, a nie krótki wpis
blogowy.
* truteń - genetyczny klon matki-królowej - zgodnie z dzisiejszym stanem
wiedzy nie ma żadnych szczególnych zadań, choć może prawdopodobnie
wspierać opiekę nad czerwiem. Logika podpowiada, że jeżeli rodzina
wyprodukuje od 10% do 20% takich nierobów, to musi mieć po temu jakiś ważny
powód. Prawdopodobnie zatem nauka jeszcze kiedyś nas czymś zaskoczy. Rodzi
się z niezapłodnionego jajeczka złożonego przez matkę do komórki
trutowej, która jest nieco większa i łatwa do rozpoznania. Jego głównym
zadaniem i sensem życia jest **unasiennienie** (nie zapłodnienie!) czyli
przekazanie zapasu nasienia młodej matce podczas lotu godowego. Jest dość
mocno uwsteczniony, nie potrafi nawet sam pobierać pyłku, aby się wyżywić
- musi o to prosić jakąś robotnicę-karmicielkę. Ale za to jest przyjmowany
przez każdą rodzinę pszczelą, bez różnicy. W związku z tym przez całe
swoje życie wałęsa się od ula do ula, aż zew natury zastanie go w pobliżu
jakiejś nieunasiennionej matki. Wtedy wylatuje razem z nią i ściga się z
setkami i tysiącami innych, aby ją dopaść w krótkim akcie miłosnym, po
którym traci swój narząd rodny i w efekcie spada martwy na ziemię.
* matka pszczela - przez laików zwana też królową - nie jest żadną
królową, raczej niewolnicą. Rodzi się ze specjalnie zbudowanej lub
naprędce powiększonej komórki, zwanej matecznikiem, z zapłodnionego
jajeczka. O ile robotnica i truteń otrzymują specjalne pożywienie w postaci
*mleczka pszczelego* przez zaledwie pierwsze trzy-cztery dni okresu larwalnego,
przyszła matka żywi się nim od początku, do końca swoich dni. To sprawia,
że jej ciało zmienia się w okresie rozwoju - wykształcają się dojrzałe
narządy rodne, zdolne składać tysiące jajeczek dziennie. Jej organizm staje
się fabryką przekształcającą ten najdoskonalszy z pokarmów: mleczko
pszczele, tak szybko, że dziennie wytwarza wielokrotnie więcej jajeczek niż
sama waży, a przy tym prawie nie wydala. Z powyższego wynika, że nie jest
żadną królową, bo niczym nie rządzi (to robotnice gonią ją do roboty).
Ale wydziela liczne feromony i inne substancje, które na poziomie chemicznym
integrują rodzinę pszczelą do tego stopnia, że braku matki praktycznie nie
da się niczym zastąpić.

O ile truteń i robotnica żyją zaledwie kilka tygodni w sezonie
wiosenno-letnim (robotnica zimująca żyje kilka miesięcy, przez co uczeni
sądzą, że za długość życia pszczoły odpowiada liczba przelatanych przez
nią kilometrów), matka pszczela potrafi żyć kilka lat. O ile pszczelarz i
okoliczności przyrody jej pozwolą.

Pierwszym zadaniem matki, niedługo po *wygryzieniu się* z matecznika i po
spędzeniu kilku dni w ulu w oczekiwaniu na osiągnięcie pełnej
dojrzałości, jest wylot godowy zwany w pszczelarskim żargonie lotem
weselnym. Takich eskapad może matka użyć kilka na początku swojego życia,
by potem prawie całą resztę spędzić w ciemnościach gniazda. Wyjątkiem
jeszcze jest wylot rojowy, ale to temat na osobną książkę. Tak czy owak
matka wylatuje z gniazda i pozwala się unasiennić kilku, lub nawet kilkunastu
trutniom, zanim wróci z balangi. Później znowu mija kilka dni, w trakcie
których nasienie w jej zbiorniczku miesza się i zostaje tam zmagazynowane na
resztę jej życia. Wreszcie zaczyna składać jaja. Najpierw powoli, jak
żółw ociężale, by stopniowo przyspieszać do pełnej prędkości od 1000
do nawet 3000 jajeczek na dobę, zależnie od stanu zdrowia, rasy, pory roku i
innych czynników.

Mechanizm ten został przez pszczelarzy dość dobrze rozpoznany i
wykorzystany. Dziś umiemy *przekonać* pszczoły, by sobie wytworzyły nową
matkę. Bo skłonne są one to zrobić w trzech przypadkach:

* w okresie rojowym - gdy w polu jest dużo pożywienia i zapowiada się na
długo, matka naprodukowała mnóstwo młodych pszczół, aż się ciasno w ulu
zrobiło - wtedy rodzina pszczela zaczyna realizować dobrze przemyślany plan
wyrojenia się, czyli naturalnego podziału. Starą matkę robotnice
odchudzają podszczypując, goniąc w tę i nazad po plastrach, aż znowu staje
się zdolna do lotu. I kiedy wszystko jest gotowe, ta część kolektywu,
która ma udać się na wygnanie, gwałtownie napełnia wola miodem i w ciągu
zaledwie kilku minut odlatuje zabierając ze sobą matkę. To temat na osobną
książkę.
* gdy matka się zestarzeje lub zrani tak, że przestanie prawidłowo kłaść
jajeczka (np. zacznie jej się kończyć zapas plemników w zbiorniczku
nasiennym) - pszczoły *przekonują* ją, aby złożyła jajeczka do zawczasu
przygotowanych komórek matecznikowych, gdzieś w pewnym oddaleniu od gniazda.
Tam, bez ingerencji starej matki, wygryzają się nowe królowe. Z nich
przeżyje tylko jedna, która osiągnie dojrzałość i kiedy robotnice
przekonają się, że prawidłowo czerwi - stara matka pójdzie pod topór.
Mechanizm ten nazywa się **cichą wymianą**.
* gdy rodzina pszczela nagle straci matkę. Kiedy tylko robotnice przekonają
się, że nie mają matki, natychmiast pędzą do ostatnio złożonych jaj i
wybierają jak najlepsze, które obudowują matecznikiem. Z wyhodowanych matek
przeżywa jedna, która wygra pojedynki z innymi i ona przejmuje rolę
rozpłodowca i integratora rodziny.

Zatem, jak widać, jeżeli przekonamy robotnice, że albo przyszła pora
rojenia się, albo straciły matkę, albo dotychczasowa straciła wigor -
pszczoły same dalej będą wiedzieć, co mają robić. I wtedy po raz kolejny
może wkroczyć pszczelarz. Bo on może podać im, w specjalnie przygotowanych,
sztucznych komórkach, larwy z wybranej rodziny. W ten sposób pszczoły
wyhodują dla niego matki o preferowanych właściwościach - taką
przynajmniej pszczelarz ma nadzieję... Oczywiście, temat selekcji pszczół
wystarczyłby na osobną książkę. Wyhodowane matki można podać do
nowoutworzonych rodzinek pszczelich i w ten sposób mieć więcej uli, które
zachowują się bliżej wymarzonego przez nas ideału.

Po to właśnie hoduje się matki pszczele. I jest to sztuka sama w sobie.

Innym dobrym powodem, dla którego warto hodować matki, jest możliwość
posiadania *zapasowych matek pszczelich*, które żyją sobie w mini-ulikach
(zwanych niekiedy nukleusami) i czekają na okazję, by awansować do budowy
pełnej rodziny. Co nastąpić może w każdej chwili.

Koniec dygresji

--------------------------------------------------------------------------------

Z powyższego wynika, że warto umieć hodować matki pszczele. Zatem i my
niezwłocznie, to znaczy, kiedy tylko nadarzyła się pierwsza okazja,
zabraliśmy się za trening.

=> http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2016-05-15/02_larwowanie.jpg
To nie takie proste [IMG]

Aby wyhodować matkę trzeba przełożyć do sztucznej komórki matecznikowej
larwę z wybranej rodziny. Oczywiście my na początku braliśmy larwy z
dowolnej rodziny. Jako impuls hodowlany wykorzystywaliśmy najprostsze
rozwiązanie, czyli osierocenie. Przy okazji robienia odkładów rojowych
zawsze powstawały nam rodziny bez matki. Bo matka szła do transportówki,
zgodnie z instrukcją. Wystarczyło tylko zniszczyć ewentualne znalezione
mateczniki rojowe i mieliśmy rodzinę gotową do hodowli naszych larw. Za
niszczenie mateczników dostaliśmy kolejny opeer od Konrada: rojowe matki są
najlepszej jakości. Pszczoły hodują je w najlepszym momencie, w obfitości
żarcia i przy pięknej pogodzie. A te historie o rojliwości matek z
mateczników rojowych można sobie wsadzić w buty - to jedna z pszczelarskich
legend, odkładających się warstwami przez kolejne podręczniki.

=>
http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2016-05-16/01_ile_procent_przyje
c.jpg Ile procent przyjęć? [IMG]

Przelarwowane larwy powędrowały do ula. Nastepnego dnia pojechaliśmy
sprawdzić, czy zostały przyjęte. I co? I nic. Wygląda na to, że pszczoły
obsiadły tylko jedną komórkę. Dwie odpadły w transporcie, pozostałe dwie
zostały zlekceważone. Co za wynik. Ale pierwsze koty za płoty.

=>
http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2016-05-16/03_odklad_z_matka_do_
pol_ula_dadant_lezak.jpg Kolejny odkład do pół-ula [IMG]

Przy okazji wycieczki do mateczników przewieźliśmy kolejny odkład do
Nowinek. Jak widać na zdjęciu, pszczół było w nim mnóstwo. Obawialiśmy
się z Jarkiem, że jak jest ich tak dużo, a do tego mają jeszcze z ramkę
czerwiu na wygryzieniu, to naszykowany dla nich pół-ul może nie wystarczyć.
I to nie-wystarczenie może się wydarzyć szybciej, niż się spodziewamy.

I wiecie co? Mieliśmy rację.


📅 pon 16 maja 2016


=> ./index.gmi ↩ Index (Strona główna)

=> ./category/pasieka-wspomnienia.gmi 📁 Pasieka - Wspomnienia
=> ./tag/wspomnienia.gmi #wspomnienia
=> ./tag/nauka.gmi #nauka
=> ./tag/prace.gmi #prace