# Jesienna deprecha

Kuba Wojewódzki zwymiotował pod siebie i od razu wrócił do bobrowania w
śmietniku. Dziś połów wypadł słabo. Choć dzień był mroźny, pochmurny
i mroczny jak stosunki polsko-rosyjskie, to przecież nie można tracić
nadziei. Najpierw trafił się całkiem nieświeży ser i to wyglądało na
pomyślny omen (ser im nieświeższy tym świeższy), potem lekko zawilgła
(schowana pomiędzy dwiema zużytymi pieluszkami) bułka, co w najlepszym razie
mógł zaliczyć do znaków najwyżej neutralnych. I wtedy w oko mu wpadła
szynka, najwyżej tygodniowa. Przynajmniej tak wyglądała na pierwszy rzut.
Nie widział ostatnio najlepiej, od czasu, gdy ukraińscy patrioci obili go
solidnie po twarzy, nie wiadomo za co. Przecież on tylko dzielił się z nimi
swoimi przemyśleniami. Ta szynka smakowała trochę kwaśno, ale kiedy
zagryzł ją bułką - jakoś poszła. Niestety, utrzymała się najwyżej
kilka minut. To jednak nie był dobry dzień, oj nie. I na dodatek zalegającą
od rana cuchnącą mgłę rozpraszać zaczął śnieg z deszczem. Kuba poczuł
znowu, jak rzygowina zakisłą falą żółci podchodzi mu do gardła. Z tego
wszystkiego stracił równowagę i potoczył w dół, do błotnistej kałuży,
która niby fosa otaczała śmietnik.

Bozon Higgsa obserwował ukryty w bramie, jak żulik stacza się ze
śmierdzącej kupy odpadków. Sięgnął do kieszeni i wyjął nóż motylkowy.
Gładki ruch ostrza spowalniał poczerniały muł wciśnięty w szpary przy
nitach - ślady krwi. Wiele ofiar przyjęło to ostrze. Na korpus. To ostrze
przyjęło wiele ofiar. Na sztych. Pamiątka po dziadku. Miał przodek
fantazję, nie to, co jego syn, wychowany w przytułku dla dzieci skazańców
gdzieś w pomorskich głuszach. Bozon ujął rękojeść i podkradł się
bliżej sterty śmieci. Wyszedł w ten sposób spod osłony bramy i
zlodowaciały deszcz zaczął kapać mu za kołnierz. To nie był dobry dzień.
A właściwie wieczór, bo oczy ćmił już grudniowy zmrok.

O przydział na morderstwo starał się od dwóch miesięcy. Niestety, deficyt
budżetowy od paru lat pożerał też finanse na rozwój biurokracji.
Stanowiło to już dowód ostatecznego upadku gospodarki, bowiem, jak każde
dziecko wie, biurokracja umiera na końcu. Bynajmniej nie przez solidarność
zawodową, a przez instynkt samozachowawczy. Stąd Wydział ds.
Współczujących Inaczej w Departamencie Spraw Społecznych z racji
chronicznego niedofinansowania ulokował się w odrapanej klitce po sklepie
spożywczym gdzieś wśród blokowisk Dolnej Kwadry i obsługiwany był przez
dwóch niedożywionych urzędników zawalonych aktami i teczkami personalnymi.

Mimo wprowadzenia środy jako “dnia bez interesantów” nie byli w stanie
przeprocedować wszystkich napływających podań. Prośby o uprawnienie do
zamordowania sąsiada - około 80%. Po 6% błagań o przydział na męża i
żonę, odpowiednio. Po 2% odpowiednio: dzieci przeciwko rodzicom, rodzice
przeciwko dzieciom. Reszta - w większości podania o prawo do zamordowania
przypadkowej osoby, bez konkretnego wskazania. Procedury były liczne i dość
precyzyjne, ale pracochłonne. W pierwszym rzędzie należało wykluczyć
morderstwa w celach finansowych i seksualnych. Oczywiście, w tych drugich mowa
o eliminacji męża w celu uzyskania dostępu do żony  (lub odwrotnie) -
własnych lub cudzych. Morderstwa o seksualnym podtekście, jak psychopatyczne
gwałty, znajdowały się w ostatniej, najmniej licznej grupie obejmującej
zaledwie 6% ogółu podań. Bozon Higgsa, szczęśliwie, został zaliczony do
grupy motywującej pragnienie morderstwa ogólną frustracją, co dawało
szansę na uzyskanie pozwolenia, o ile petent wytrzymał wielokrotne stanie w
kolejkach do różnych urzędów przez kilka tygodni, uzupełnianie
brakujących zaświadczeń, błagania, przekupstwo czekoladkami z przemytu,
czyli różne czynności nie przystające do osobowości zaburzonej. Niektórzy
się poddawali i próbowali realizować swoje potrzeby poza systemem prawnym.
Tych jednak dość szybko dopadały nadmiernie rozrośnięte służby
kontrwywiadowcze, które z braku innego zajęcia zastępowały
niedofinansowaną policję - tą drogą można było zrobić dość łatwo
szybką karierę polityczną. A to znowuż zapewniało spokojną starość
gdzieś w raju podatkowym. Chętnych zatem nie brakowało. Stąd ci mądrzejsi
psychopaci woleli schować w kieszeń zaburzenia i poddać się maglowaniu
przez system biurokratyczny. I stali, jak należy, jak prawi obywatele. Kolejka
wiła się między blokami, oczekujący tkwili przez ten czas pod gołym niebem
śpiąc tam, gdzie nocka ich zastała, bez względu na pogodę. O żadnych
zapisach, zeszytach, komitetach kolejkowych nie mogło być mowy - byli w
końcu, przecież, socjopatami.

Kiedy Bozon Higgsa dotarł wreszcie (po czterech dniach pod typowo
listopadową, szarą i ciężką od lodowatej wody chmurką) do pancernego
okienka, był głodny, zmarznięty i wściekły. A jednak powstrzymał rękę
zaciśniętą kurczowo na nożu motylkowym i grzecznie wypełnił papierki,
przedstawił zaświadczenia, podpisał tu i tu, zapłacił, złożył podania o
zwrot zapłaty z powodu złego stanu majątkowego (automatycznie odrzucone), i
ze względu na zły stan zdrowia psychicznego (poszło do rozpatrzenia, z
dużymi szansami na pozytywną odpowiedź). Czerwony jak krew blankiet
przydziału wkrótce palił mu kieszeń szarego, połatanego, filcowego
płaszcza. Nie tracąc czasu wyruszył na łowy.

Cholera by to wzięła. Czuł, że powoli marznie. Czatował od paru godzin, a
trafił mu się tylko ten żałosny lump, nie dość, że chudy i żylasty, to
brudny, a  zapewne też śmierdzący szczyną i bździną. Co za przyjemność
z prucia takiego narkomańskiego zera? Żulik tymczasem zwijał się w
skurczach żołądka, ale nie przestawał bobrować w odpadkach. Wygrzebane
resztki wpychał sobie od razu do gęby, pomiędzy lśniące bielą implanty.
Każdy ma jakieś pamiątki po lepszych czasach. Bozon na przykład miał
nóż. Ujął zatem pamiątkę w krzepkie palce i świńskim truchtem ruszył w
stronę żulika, który zdawał się świata nie widzieć poza śmierdzącymi
resztkami. Ale: jak się nie ma, co się lubi...

W ciosy włożył cały zapiekły gniew (a masz ci w nerę!) za zmarnowane w
suburbiach dzieciństwo, za durne imię, jakie nadali mu pieprznięci rodzice
(z buta w brzuch!), za szkołę, w której nauczyciele nie doceniali jego
zdolności (jeszcze raz masz ci w nerę!), koledzy go poniżali wkładając mu
głowę do klozetu i sikając na plecy (i w brzunio ciaaach!), za długą
drogę do domu przez błotniste, wiecznie dziurawe chodniki szerokości pół
człowieka, zastawione zardzewiałymi wrakami samochodów, za niedziałające
światła na przejściach dla pieszych (na ci jeszcze!) i chamskich kierowców
chlapiących spod kół brunatną mazią prosto na wyprasowane przez mamę
spodenki (i za to też!), za zamknięte drzwi do mieszkania i długie godziny
ukrywania się po śmietnikach, aż rodzice wrócą z kolejki po zasiłek,
pijani winem “Tytan”, śmierdzący mokrą wełną i tanim tytoniem (po
oczkach szast!), za młodocianych gandziorów szukających ulgi między
pośladkami dziecka (gorące flaczki z brzucha chlup!) i już tak zupełnie bez
powodu, za wszystko, za nic, tak po prostu, umieraj wreszcie, skurwysynu!

=> %7Battach%7Ddeprech.jpg Jesienna deprecha [IMG]

#### Komentarz

Opowiadanko machnąłem - w zasadzie nie pomnę kiedy, zainspirowany wezwaniem
do mini-konkursu literackiego, nie wiem, skąd, nie wiem, kiedy. Ale w
notatkach zachowały się jego reguły, które niżej zamieszczam. Liczę, że
wyjaśnią pewne niuanse dotyczące cech powyższego tekstu.

--------------------------------------------------------------------------------

##### Konkurs literacki

Limit znaków: 10 000 + 200 ze spacjami oczywiście.

(plus 200 to margines bezpieczeństwa, powyżej którego będzie cięte;
marginesu dolnego - brak)

Konwencja: szeroko pojęta fantastyka, w ramach tego pełna dowolność.

Warunki:

1. Musi się pojawić Bozon Higgsa w sposób dowolny.
2. Opowiadanie o maksymalnie depresyjnym klimacie.
3. Musi się pojawić w sposób dowolny celebryta lub osoba znana. Znana na
tyle, że ma swoje hasło na wikipedii? Ale nie takie stworzone przed chwilą.
Wiecie, o co chodzi.

W kwestii uszczegółowienia: seryjny m. jak się domyślacie jest głównym
bohaterem, natomiast krainę czarów rozumiemy jako dowolną rzeczywistość
nie będącą rzeczywistością, w której żyć nam przyszło.

--------------------------------------------------------------------------------


📅 sob 10 października 2015


=> ./index.gmi ↩ Index (Strona główna)

=> ./category/opowiadania.gmi 📁 Opowiadania
=> ./tag/opowiadania.gmi #Opowiadania
=> ./tag/konkurs.gmi #konkurs